Dzień 24 Bangkok 21.XI
Jeszcze w XVIII wieku dzisiejsza metropolia była tylko wioską – Bang Makok / Wieś Drzewek Oliwnych/.
Po koronacji w 1782 roku Rama I nadał miastu najdłuższą, zapisaną w Księdze Rekordów Guinessa nazwę:
Miasto aniołów, wielkie miasto, wieczny klejnot, niezdobywalne miasto boga Indry, wspaniała stolica świata wspomaganego przez dziewięć pięknych skarbów, miasto szczęśliwe, obfitujące w ogromny Pałac Królewski, który przypomina niebiańskie miejsce gdzie rządzi zreinkarnowany bóg, to miasto dane przez Indrę, zbudowane przez Wisznu.
Lądujemy w nocy i prosto z lotniska udajemy się ciupasem na najbardziej znane miejsce turystów i backpackers-ów deptak Khao San Road. Jest już po pierwszej w nocy a ulica tętni życiem, dudni muzyką, wydając z siebie przedziwne zapachy ściśniętych na całej długości obu stron ulicy knajpek, barów i klubów. Reszty dopełniają stragany ustawione na środku ulicy i przelewająca się pomiędzy tym rzesza w większości roztańczonej młodzieży.
Jeżeli mamy przenocować w którymś z licznie usytuowanych tu guesthous-ów to o spaniu raczej nie ma mowy. Ulica wydaje się być niekończącym szaleństwem.
Wybieramy pokój z oknami na przeciwna stronę i wracamy do tej enklawy europejsko-amerykańsko-australijskich obieżyświatów. Dochodzi druga w nocy. Zamawiamy pieczone w czekoladzie banany.
wyglądają apetycznie
Kolorowe hipisowskie amulety, koraliki i torby sąsiadują z jarmarcznymi Tshirt-ami.
Idziemy do knajpki na Chang-a ale po trzeciej nad ranem wykończeni wracamy trochę się zdrzemnąć, czeka nas jutro?-nie już dzisiaj, zwiedzanie Bangkoku. Khao San Road nie milknie. Energia przybyszy ze wszystkich stron świata powoduje że ta ulica niczym czarna dziura nieustannie ściąga i pochłania nowych z dowolnych kierunków. Wystarczy usiąść i zagadać skąd się przybywa lub dokąd się wybiera a już rozmowa może trwać do rana.
Wstajemy po 8-mej rano, schodzimy do recepcji gdzie nie mogę się oprzeć żeby nie uwiecznić portretu króla.
Jutro o 6.00 rano odlatujemy do Kijowa. Został nam tylko jeden dzień na spacer po Bangkoku. Niestety informacje o powodziach i zalanych dzielnicach skutecznie nasz odstraszyły. W rzeczywistości centrum z wszystkimi najważniejszymi zabytkami okazało się dostępne. Szkoda! … ale mamy powód aby tu jeszcze ponownie wrócić.
Zostajemy porwani przez Tuk-Tuka i wyruszamy
Kończymy eskapadę kolacją w Chinatown
Wracamy do naszego hoteliku na Khao Sun Road
Ten dzień a właściwie prawie 24-godziny na nogach pozwoliły nam jedynie zerknąć na atrakcje Bangkoku.
W środku nocy wracamy do pokoju na krótką drzemkę. Na 04.00 zamawiamy taxi, tak aby zdążyć na lotnisko – wylot rano o 6.00 do Kijowa.